Po wakacyjnej przerwie sprawa Błękitnej Sukienki ma się tak: scenariusz napisany, role podzielone, scenografia „się buduje”, próby dwa razy w tygodniu stały się wysiłkiem, przedpremierowy niepokój.
Wszystkie czujemy, że rzuciłyśmy się do głębokiej wody. A żeby nie utonąć, trzeba spokojnie położyć się na fali. Czyli pracować. Gdzie nas wyrzuci? Czy ta podróż ma sens? Czy warto poświęcać tyle godzin na zabawę w teatr? Czy to jeszcze zabawa? Przecież za chwilę przyjdą inni i będą nas podpatrywać, podsłuchiwać, ocenią nas, kupią lub nie. Trzeba będzie zachować teatralna dyscyplinę, żadnych chichów! Czy nadal będziemy kobietami z projektu, czy staniemy się kobietami ze spektaklem? To nie jest gra słów. Ale sprawa wagi kobiecej! Chodzi tu bowiem o naszą tożsamość! Tożsamość każdej z osobna, ale przede wszystkim wspólną: czy my bawimy się? czy mówimy?
A z powodu Justyny musimy mówić szybko! Bo Justyna jest twórcza nie tylko teatralnie. Jest tak podwójna i pełna, że owoc swej twórczości w końcu będzie musiała oddać światu i musi to zrobić sama, czyli nas zostawić… Na chwilę.
Piszę „na chwilę”, ponieważ wiemy już, że kontynuujemy pracę po skończeniu projektu. Mamy plany, marzenia oraz nowe propozycje. Jesteśmy szalenie ciekawe: co jest za czarnym parawanem? Stara zrzęda, czy kobieta-ptak?